*~*~*~*~*~*
Chwila obecna
— Tak,
profesorze Snape, wiem — wydusiła, zamykając za sobą drzwi.
— A jednak się
pani spóźniła — wytknął jej. — Dlaczego?
— Coś mnie
zatrzymało — odparła spokojnie, przemierzając salę do swojego stanowiska, które
znajdowało się w rogu sali, pod regałami, na których stały słoje wypełnione
ingrediencjami potrzebnymi do eliksirów.
— Nie zamierza
mi pani powiedzieć, co takiego panią zatrzymało?
— Nie — odparła swobodnie.
Musiał wiedzieć,
że nie pozwoli sobą pomiatać.
Ktoś we wnętrzu
sali wydał taki odgłos, jakby miał zaraz zemdleć.
Hermiona zatkała
usta ręką, nie dowierzając, że ktoś mógł tak otwarcie sprzeciwić się Snape’owi
w jego sali i w dodatku nie bać się uszczerbku na zdrowiu. Prawie pisnęła,
kiedy kobieta odwróciła się w stronę ich profesora, bo wtedy właśnie Hermiona
mogła spostrzec, jak dziwne były jej oczy.
— Nie? —
powtórzył jadowicie, dając jej ostatnią szansę na zmianę decyzji.
— Nie, nie czuję
potrzeby, by się przed panem tłumaczyć, profesorze Snape, nie mam już szesnastu
lat — wytknęła mu.
W tym momencie
faktycznie ktoś zemdlał i Valaeish podążyła wzrokiem w stronę miejsca, z
którego słyszała cichy jęk, a później głuchy łomot opadającego na podłogę
ciała.
— Weasley,
zabierz Longbottoma do skrzydła szpitalnego — warknął Snape. — Postaraj się nie
zemdleć razem z nim po drodze. Reszta otwiera podręczniki na stronie trzysta
siedemdziesiątej szóstej, uwarzycie dziś eliksir pieprzowy. Instrukcje na
tablicy.
Valaeish
przysiadła przy niewielkim biurku, obserwując, jak na długiej tablicy pojawiają
się kroki, które należy wykonać, by uwarzyć eliksir. Nie zdziwiła się, widząc,
że znalazło się tam niemal dokładnie to samo, co było w książce.
— Czy ktoś powie
mi, przez kogo eliksir został wynaleziony? — zapytał nagle Snape.
Wszyscy skulili
się nad swoimi kociołkami, jakby chcieli uniknąć zostania wywołanym do
odpowiedzi. Jedynie jedna ręka wybiła się w górę, co nie umknęło uwadze
Valaeish.
— Nikt? Może
Potter? — zapytał jadowicie.
— Nie mam
pojęcia, panie profesorze — mruknął.
— Jak zwykle,
Gryffindor traci dziesięć punktów.
— Profesorze
Snape — wtrąciła się Blackburn. — Wydaje mi się, że panna… — spojrzała na
dziewczynę, szukając pomocy.
— Granger.
— Panna Granger
wie.
Mistrz eliksirów
posłał Valaeish spojrzenie, które mogłoby bez problemu kruszyć skały, ale nie
ugięła się. Już chciał coś odwarknąć, kiedy Vala zwróciła się w stronę
Hermiony:
— Panno Granger?
Proszę bardzo.
— Eliksir ten
wynalazł Glover Hipworth w roku…
— Wystarczy,
panno Granger. Piętnaście punktów dla Gryffindoru — oznajmiła Vala.
— Już ją lubię —
wyszeptała do Harry’ego Hermiona.
— Szybko się nią
naciesz, bo wkrótce zginie w męczarniach — odparł cicho jej przyjaciel. —
Spójrz na Snape’a, gdyby spojrzenie mogło zabijać…
— Koniec zajęć —
oznajmił niespodziewanie profesor Snape. — Blackburn, zostajesz — fuknął w
stronę asystentki.
— Widzisz?
Mówiłem, że szybko ją rozszarpie — szepnął do Hermiony Harry.
Panna Granger
rzuciła jedynie profesor Blackburn pokrzepiające spojrzenie, ale Valaeish nie
wyglądała na przerażoną. Hermiona mogłaby przysiąc, że przez moment widziała,
jak asystentka Mistrza Eliksirów walczy z kpiącym uśmieszkiem, a w jej oczach
czaiła się niesamowita pewność siebie.
Snape odczekał,
aż drzwi zamkną się za ostatnim uczniem, po czym przemierzył dystans dzielący
go od Valaeish w trzech krokach. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nią i
mierzył wściekłym spojrzeniem.
— Co to miało
być, Blackburn? — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Sprawiedliwość
w moim wydaniu, profesorze Snape —
odpyskowała.
— Miałaś nie
podważać mojego…
Nieoczekiwanie
wycelowała palcem w jego pierś, dźgając go oskarżycielsko. Jej spojrzenie było
pełne gniewu, mimo że twarz miała spokojną.
— Może gdybyś
nie próbował poniżyć mnie już na początku zajęć, nie odzywałabym się przez ich
resztę — wyrzuciła chłodnym, opanowanym głosem.
Był tak
zaskoczony jej zuchwałością, że przez moment zabrakło mu słów. W dodatku czuł
się nieswojo, kiedy mierzyła w niego wskazującym palcem, coś w jej spojrzeniu
było tak odległego i nieuchwytnego, że oblał go zimny pot. Czułby się chyba
lepiej, gdyby celowała do niego różdżką.
— Ta umowa
powinna działać w obie strony, Snape — wyszeptała, odsuwając się od niego. —
Chcesz próbować mnie złamać? Możesz od razu zacząć od cruciatusa, bo twoje
słowa nie robią na mnie wrażenia.
Z tymi słowami
energicznym krokiem wyszła z sali eliksirów, zostawiając Severusa Snape’a
samego i pokonanego. Kiedy był już pewien, że został sam, a Valaeish nie wróci,
pozwolił sobie, by przysiąść na brzegu biurka i odetchnąć głęboko. Po ich
wczorajszej rozmowie nie spodziewał się takiego wybuchu.
— Odwołaj ją —
zażądał, nie czekając na powitanie przez dyrektora.
— Severusie, czy
panna Blackburn zachowała się wobec ciebie niestosownie? — zapytał uprzejmie
Dumbledore.
— Ośmieszyła
mnie przed całą klasą — warknął wściekły Snape.
— Zakładam, że
był to odwet, nie atak, Severusie — zauważył dyrektor.
— Przybiegła na
skargę? — zakpił Snape, zakładając ręce na piersi, ale Albus pokręcił głową,
obserwując Mistrza Eliksirów znad okularów połówek.
— Nie widziałem
dziś panny Blackburn — oznajmił obojętnie. — Najwyraźniej uznała, że cokolwiek
między wami zaszło, między wami pozostać powinno.
Dumbledore
uśmiechnął się, widząc niedowierzanie malujące się na twarzy Severusa.
Najwyraźniej Valaeish miała zamiar wedrzeć się do życia Mistrza Eliksirów
szturmem, przewracając na swojej drodze do góry nogami wszystko, co napotka.
— Nie będę
potrafił z nią pracować, Albusie — powiedział ciszej Snape.
— Proszę tylko,
byś dał jej szansę. Niczego więcej nie wymagam — odparł spokojnie Dumbledore.
— Jaką częścią
planu jest dziewczyna? Jaką rolę dla niej przeznaczyłeś? I jaki ma to związek
ze mną?
Dyrektor
uśmiechnął się lekko.
— Severusie,
mówiłem już, że panna Blackburn ma pomagać, kiedy ciebie nie będzie — zapewnił
go. — Vala jest zdolną czarownicą i zna się na eliksirach jak mało kto. Gdybyś
tylko zechciał poświęcić jej trochę czasu, mógłbyś oszlifować diament.
Snape nie
odzywał się przez jakiś czas, szukając podstępu w działaniach Dumbledore’a.
Ostatecznie skapitulował i spojrzał na niego, mówiąc:
— Dziewczyna ma
odbarwioną tęczówkę i bliznę. Jest wychudzona, blada i wygląda, jakby nie spała
dobrze od tygodni — zauważył, jednak Albus milczał, mimo że doskonale wiedział,
co Severus miał na myśli. — Torturowano ją — bardziej stwierdził, niż zapytał.
— Severusie, nie
sądzę, żebym był odpowiednią osobą do roztrząsania życia panny Blackburn —
podjął ostrożnie Dumbledore. — Sam możesz ją o to zapytać.
— Nie uczyła się
w Hogwarcie, pamiętałbym córkę Blackburna — kontynuował jednak niezrażony
Snape. — Zapytałem o Durmstrang i Beauxbatons, ale również zaprzeczyła. Kim ona jest, Albusie?
— Sam
odpowiedziałeś na to pytanie, córką Henry’ego…
— Dobrze wiesz,
że nie o to mi chodzi — syknął młodszy mężczyzna.
— Ponownie
odsyłam cię do panny Blackburn, Severusie — uciął kategorycznie Dumbledore, ale
Snape nie miał zamiaru się poddawać.
— I co, Albusie,
myślisz, że tak po prostu mi powie? — zakpił. — Skoro jej ojciec był
śmierciożercą, musi wiedzieć…
— Wie — przerwał
mu dyrektor. — I mimo tej wiedzy, nadal daje ci szansę, Severusie.
Valaeish nie
miała czasu, by tego ranka przeczytać Proroka Codziennego, dlatego, gdy tylko w
czasie przerwy obiadowej znalazła się w Wielkiej Sali, zajęła miejsce z
nadzieją, że nie spóźniła się na sowią pocztę i niemal z ulgą złapała
przesyłkę, która prawie spadła na talerz z ciastem dyniowym.
Starała się ignorować
ciekawskie spojrzenia uczniów, tak samo jak Severusa Snape’a, który zajmował
miejsce obok niej. Uznała, że najlepiej będzie zaczekać na jego ruch i nie
prowokować kolejnych słownych utarczek.
— Panno
Blackburn — odezwał się w końcu, zgodnie z jej przewidywaniami. — Zechciałaby
pani pojawić się w sali eliksirów po przerwie?
— Oczywiście,
profesorze Snape — mruknęła, nie odrywając wzroku od Proroka, kiedy drugą ręką
próbowała trafić widelcem z ziemniakami do ust.
Tymczasem Ron z
niedowierzaniem wpatrywał się w profesor Blackburn.
— Naprawdę
postawiła się Snape’owi? I dała ci piętnaście punktów? — zapytał podejrzliwie.
— I nadal żyje? A w dodatku z nim rozmawia? Wolne żarty.
Valaeish
poczuła, jak zimna pętla zaciska się na jej wnętrznościach. Widelec upadł z
cichym stukotem na talerz, a dłoń trzymająca Proroka zacisnęła się mocno na
gazecie. Snape przyglądał się, jak twarz Blackburn zastyga w nieodgadnionym
wyrazie. Nagle dziennik stanął w płomieniach. Vala odrzuciła go przed siebie,
sięgnęła po różdżkę i szepnęła:
— Finite.
Na jej życzenie
płomienie zniknęły, a z nadpalonej gazety unosił się siwobiały dym. Valaeish
wiedziała, że zwróciła tym samym uwagę przynajmniej połowy Wielkiej Sali, w tym
samego Mistrza Eliksirów. Nagle przestała być głodna. Wstała i bez słowa
ruszyła w stronę korytarza.
Severus zerknął
na pierwszą stronę nadpalonego Proroka, z którego spoglądała z niego nieco
zaskoczona twarz Valaeish. Zdjęcie musiało zostać wykonane jakiś czas temu, bo
obecna na nim kobieta zdecydowanie nie była aż tak wychudzona, jednak jej
pobielałe oko łypało na niego niepewnie, kiedy zaskoczona Vala mrugała i
próbowała uciec z kadru.
„Dumbledore
zatrudnia córkę śmierciożercy, strona druga”
„Czy Hogwart
nadal jest bezpieczny? strona trzecia”
„Życie i zbrodnie
Henry’ego Blackburna, strona czwarta”
„Valaeish
Blackburn – kim naprawdę jest? strona piąta”
„Nowa asystentka
Mistrza Eliksirów i życie w ucieczce, co ma do ukrycia? strona szósta”
Snape podążył
wzrokiem za odchodzącą asystentką. Najwyraźniej za Blackburn ciągnęło się coś
więcej niż źle kojarzone nazwisko. To dziwne, że nie słyszał o niej wcześniej.
Teraz jednak stała się obiektem plotek i domysłów.
— Myślicie, że
to Snape ją tak zdenerwował? — zapytał Ron, wpatrując się w odchodzącą profesor
Blackburn.
— Czytałeś dziś
Proroka, Ron? — mruknęła Hermiona. — Jestem pewna, że Rita Skeeter wypisała
mnóstwo oszczerstw na jej temat.
Vala
postanowiła, że najlepiej będzie, jeśli tym razem nie wystawi cierpliwości
Snape’a na próbę i po prostu zaczeka na niego w sali eliksirów. Chcąc zająć
czymś czas do momentu pojawienia się przełożonego, oglądała ingrediencje
znajdujące się w szczelnie zamkniętych słojach.
— Eliksir
rozpaczy, panno Blackburn. — Usłyszała niespodziewanie od strony drzwi, ale
nawet nie drgnęła, spoglądając na oczy ropuchy łypiące na nią zza szkła. —
Potrafi go pani uwarzyć?
Vala zacisnęła
palce na ramionach, nawet nie wiedziała, kiedy założyła ręce na piersi.
— Warzenie tego
eliksiru jest zakazane, profesorze Snape, a jego receptura jest silnie strzeżona
— powiedziała tak cicho, że przez moment miała wrażenie, że mógł jej nie
usłyszeć.
— Nie jest to
odpowiedzią na moje pytanie, panno Blackburn — powiedział szorstko Severus,
przechodząc w stronę swojego masywnego biurka.
— Potrafię —
przyznała po chwili ciężkiego milczenia.
— Jak każdy
szanujący się potomek śmierciożercy? — zapytał, chcąc przetestować jej
cierpliwość.
Już raz, przy
obiedzie, dała się wyprowadzić z równowagi, kiedy spojrzała na tytuły z
pierwszej strony Proroka Codziennego.
— W takim razie
pan pewnie mógłby go uwarzyć z zawiązanymi oczami — odparowała pustym głosem,
po czym pokręciła głową i westchnęła ciężko. — Przepraszam, nie powinnam,
profesorze Snape — powiedziała spokojnym głosem i odwróciła się ku niemu,
pozwalając swoim rękom opaść wzdłuż ciała. — Odpowiadając na pańskie pytanie,
tak, Henry zmusił mnie, bym nauczyła się go warzyć.
Snape
zarejestrował, że nazywała swego ojca po imieniu. Najwyraźniej nie żyli w
dobrych stosunkach. Poczuł dziwne uczucie ulgi, ale nadal zastanawiał się, czy
faktycznie wiedziała, że to on był tym, który zamordował Blackburna w czasie
Pierwszej Wojny.
— Zatem uwarzy
pani eliksir przebudzenia, panno Blackburn.
Vala skinęła
krótko głową, wybrała miedziany kociołek, który zalała wodą i w milczeniu ustawiła
go na palniku. Następnie, ku zaskoczeniu Snape’a związała wysoko włosy i
sięgnęła po kły węża. Severus mógł zauważyć, że blizna, która znikała przy oku
i nie było jej widać na policzku, ciągnęła się dalej, ukryta we włosach, ale
nie skomentował tego faktu. Obserwował, jak w skupieniu Vala ścierała kły węża
na drobny proszek. Kiedy skończyła, wycelowała różdżką w stronę regału, nawet
na niego nie patrząc, i po chwili mieszek ze składnikiem standardowym sunął w
jej stronę w powietrzu. Blackburn złapała zioła niemal intuicyjnie, nie
poświęcając im szczególnej uwagi. Snape z uznaniem zauważył, jak płynne były
jej ruchy, ale nie miał zamiaru chwalić Vali. Jeszcze zanim woda zawrzała,
Blackburn wrzuciła starte kły węża do kociołka. Mistrz Eliksirów już chciał ją
zrugać za nieuwagę, jednak zauważył, że kątem oka obserwowała to, co działo się
w kociołku, mimo że odmierzała właśnie cztery porcje składnika standardowego.
Odczekała, aż eliksir zabarwił się na jasnokremowy kolor, po czym w odstępach
trzydziestu sekund wsypywała kolejne porcje ziół. Sięgnęła po chochlę, ale
odłożyła ją blisko kociołka, bo do jej ręki przywędrował właśnie słoik z
ususzonymi żądłami żądlibąka.
Przeszedł za
nią, chcąc sprawdzić, jak zareaguje, kiedy spróbuje ją rozproszyć, ale Valaeish
całkowicie ignorowała jego obecność. Kolejnymi niewerbalnymi zaklęciami
odsyłając składniki na swoje miejsca. Snape uśmiechnął się kątem ust, lubił,
kiedy ktoś dbał o porządek na stanowisku pracy, zaraz jednak przybrał neutralny
wyraz twarzy, nie chcąc, by pomyślała, że uśmiech mógł zwiastować jakąkolwiek
oznakę sympatii z jego strony.
— Nie zmiażdżyła
pani składników w moździerzu — zauważył krótko.
— Eliksir będzie
silniejszy, jeśli składniki nie będą zmiażdżone, profesorze. Zakładam, że pan o
tym wie — odpowiedziała w skupieniu. — Dlatego starłam kły — oznajmiła.
Sześć żądeł
znalazło się w kociołku i Vala wymieszała zawartość trzy razy zgodnie z ruchem
wskazówek zegara, a później lekko machnęła różdżką nad naczyniem. Eliksir
zmienił barwę na ciemnozieloną.
— Za osiem
godzin wywar będzie gotowy, profesorze. Powinien mieć barwę szmaragdowozieloną
i pachnieć trochę jak mokra ziemia — poinformowała.
— Nieźle,
profesor Blackburn — mruknął. — Ale z tym eliksirem poradziłby sobie nawet
Longbottom — sarknął, a Vala zrozumiała, że to jego sposób na pochwałę. — Mówiłaś,
że chcesz prowadzić zajęcia uzupełniające?
— Tak, panie
profesorze — przyznała zaskoczona. — Właściwie myślałam o zajęciach
dodatkowych, mogłabym poszerzać umiejętności tych, którzy byliby tym zainteresowani.
Snape uśmiechnął
się i Valaeish nie potrafiła stwierdzić, czy był to uśmiech pobłażliwy czy może
pełen pogardy. Jedno było pewne, nie wierzył w to, by ktokolwiek chciał
przyjść.
Obudziła się
wczesnym rankiem, zdziwiona, że przespała jak kamień całą noc. Dawno nie czuła
się tak wypoczęta. Może to sam fakt spania w wygodnym łóżku sprawił, że się
wyspała? Właściwie nie pamiętała już kiedy mogła położyć się na odpowiednio
twardym materacu i przykryć się niedziurawą kołdrą.
Rozczesując
włosy, spojrzała w swojemu odbiciu w oczy, nie odznaczały się już ciemnymi
cieniami, które wcześniej widocznie się pod nimi rysowały. Uśmiechnęła się
słabo do swojej wiernej kopii. Czy gdyby nie matka i Dumbledore, poszłaby w
ślady ojca i dziś stała po stronie Voldemorta? Zamyśliła się, rozważając, jak
ktoś dobrowolnie może zdecydować się na opowiedzenie się po stronie tak bardzo
przepełnionej złem.
Wybrała się na
śniadanie, postanawiając, że tym razem nawet nie zerknie do Proroka. Severus
Snape, będący najprawdopodobniej w niespotykanie dobrym humorze, powitał ją
skinieniem głowy. Odpowiedziała tym samym, nie chcąc psuć tego milczącego
rozejmu.
Zajęcia z
Puchonami i Krukonami minęły niespodziewanie szybko. Co prawda w ciągu jednych
zajęć i jeden i drugi dom stracił po sześćdziesiąt punktów, ale Vala
postanowiła się nie wtrącać.
Severus
najwyraźniej postanowił całkowicie ignorować jej obecność, co Vala przyjęła z
pewnego rodzaju ulgą. Z drugiej strony to, że traktował ją jak powietrze, mogło
zwiastować kłopoty, ale nie chciała bawić się w przepowiednie. Musiała robić
to, co do niej należało. Nic więcej.
— Panna
Blackburn, jak mniemam? — Usłyszała, przechodząc w stronę pokoju
nauczycielskiego.
Zamrugała,
oglądając się przez ramię.
— Tak, a pan
jest pewnie…
— Rhys Russell —
przedstawił się, sięgając po dłoń Valaeish, by złożyć na jej wierzchu lekki
pocałunek.
Vala zareagowała
lekkim rumieńcem, bo jeszcze żaden mężczyzna nie przywitał jej w ten sposób. Z
trudem powstrzymała nerwowy chichot, niepewnie cofając dłoń, na której nadal
czuła ślad jego ust.
— Profesor
obrony przed czarną magią? — wydusiła, wpatrując się w miodowe oczy mężczyzny
niemal równego jej wzrostem.
Rhys Russell
miał niesamowicie przystojną twarz, na której widać było lekki zarost, który,
podobnie jak jego włosy, miał kolor przywodzący na myśl dojrzałe zboże.
Valaeish przez moment miała ochotę jeszcze bardziej zmierzwić ten artystyczny
nieład na głowie profesora, ale natychmiast powściągnęła te myśli. Rysy miał
ostre, uśmiech szczery i miły, a w oczach tańczyły wesołe ogniki.
— Mam nadzieję,
że zostanę na tym stanowisku nieco dłużej niż rok — powiedział, śmiejąc się
cicho. — Słyszała pani o klątwie, która podobno ciąży nad tą posadą? —
Uśmiechnął się szerzej i, nim Vala zdążyła odpowiedzieć, kontynuował: — I wystarczy
Rhys.
— W takim razie
proszę mówić mi Vala — powiedziała, odwzajemniając uśmiech.
— Valaeish,
piękne imię, ma korzenie słowiańskie, prawda? — zagadnął, wskazując ruchem
kierunek, w którym zmierzała; najwyraźniej zamierzał jej towarzyszyć.
— Szczerze mówiąc,
to nie mam zielonego pojęcia — przyznała bez cienia skruchy, uśmiechając się
wesoło. — To tylko imię.
— Ach, Vala, nie
tylko, nie tylko — zaśmiał się perliście. — W imionach drzemie wielka moc.
Widzisz, „Rhys” znaczy „entuzjazm”. — Puścił jej oko.
Uniosła lekko
brwi. Faktycznie nie szło przypisać mu lepszego imienia.
— A Valaeish? —
zapytała z czystej ciekawości.
— Nie tak łatwo,
Vala! Nie tak łatwo. Chętnie opowiedziałbym ci…
— Panno
Blackburn. — Głos Snape’a mógł zwiastować wyłącznie kłopoty.
— Witaj,
Severusie, w humorze, jak zawsze — zauważył nieco uszczypliwie Rhys.
W odpowiedzi
Mistrz Eliksirów posłał mu tylko mordercze spojrzenie.
— Przypominam
pani, że nie jest tu pani na wakacjach — fuknął, spoglądając na nią badawczo. —
Za pięć minut w sali eliksirów.
Vala wymieniła z
Rhysem nieco zagubione spojrzenie, wzruszyła bezradnie ramionami i zawróciła w
kierunku lochów. Severus wyjaśnił jej pokrótce, jakie eliksiry i w jakich
ilościach ma przygotować dla Zakonu Feniksa. Bez zbędnych uszczypliwości Vala
zabrała się do pracy, całkowicie się na niej skupiając.
Snape przyglądał
się temu, z jakim oddaniem poświęcała się warzeniu kolejnych eliksirów. Taki
układ mu odpowiadał, on milczał, ona również. Przynajmniej nie wchodzili sobie
w drogę. Oczywiście marzył o tym, by zostało tak do końca, ale wiedział, że
któregoś dnia Blackburn zacznie kłapać swoim niewyparzonym jęzorem. Już raz
pokazała, że nie da sobą pomiatać.
Wszystko byłoby
w najlepszym porządku, gdyby nagle nie poczuł rwącego bólu w przedramieniu. Zacisnął
zęby, wygaszając ogień pod kociołkiem, ale Vala niczego nie zauważyła.
Powiedział jej, że ma sama dokończyć warzenie tego, co zaplanowali na ten dzień
i, nawet nie będąc pewnym, czy go usłyszała, po prostu wyszedł.
Pierwsza! <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytam sobie dziś do poduszki :D
Ah ten Snejpi, dostał fajną laskę za darmo do pomocy i jeszcze narzeka XD
OdpowiedzUsuńNie no, tak poważnie, to jestem ciekawa cóż za tajemnice skrywa Vala. Skąd ta blizna, zmęczenie, kto ją torturował... No i nieźle, że Sev zabił jej ojca. Kurczę, taaak strasznie jestem ciekawa jak to się dalej potoczy, że aż mnie skręca!
Vala najwyraźniej zdobyła sympatię naszej fantastycznej trójki pt. Ron, Harry i Hermiona, jestem ciekawa, czy ich losy się jakoś połączą... To znaczy, mogę się założyć, że Hermiona nie odpuści sobie zajęć dodatkowych XD więc na pewno coś wspólnego będą ze sobą miały ;)
Sev jak zwykle doskonały, nawet ŁAAAAŁ raz się uśmiechnął XD szok i niedowierzanie!
Poza tym jak zwykle jest wspaniale, doskonale, świetnie wszystko napisane ;) dodawaj następny prędko! Bo się już niecierpliwię! xd
Powodzenia na sesji, mnie w tym roku czeka moja very pierwsza sesja w życiu, więc też są emocje xd
Snejp nie byłby sobą, gdyby nie narzekał, hehe :D
UsuńTrochę namieszałam, wiem. :D Ale wydaje mi się, że w ten sposób będzie ciekawiej, jeśli pociągnę kilka wątków. I tak, trochę splotę wydarzenia z fantastyczną trójką, nawet z Zakonem Feniksa, nie chcę całkiem uciekać od książkowego kanonu. :P Sesje nie są aż tak straszne, ostatecznie jakoś się daje radę. :D Trzymam za Ciebie kciuki! xD
Dzięki za mocno trzymane kciuki, wszystko zdane :D
UsuńBtw, jak długo nam kazesz jeszcze czekać na następny?! :< Ja tu zaglądam co parę dni i, chlip chlip, dalej nic nie ma :<
Vala, Vala... Co ukrywasz kobieto?
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak długo pozostanie w dobrej Komitywie ze Snape'm? Bo znając go, tydzień to nie potrwa ;)
Chociaż... Czyżby mała zazdrość na koniec dnia?
Było ciekawie, a zaczyna się robić jeszcze ciekawiej ;)
Pozdrawiam
No jak to co ukrywa? ;) Wszystko! :D Snape jest wybuchowy bardzo, chociaż jego wybuchy są bardzo chłodne; wcale nie musi krzyczeć, żeby siać pogrom, ale Vala też nie da sobie w kaszę dmuchać, więc to będzie mieszanka wybuchowa. ;)
UsuńPozdrawiam!
Jak to co? WSZYSTKO :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię za tą odpowiedź:P
U mnie nowy - zapraszam :D
grangervelsnape.blog.pl
xl-ka.blog.pl
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - zawsze lubiłam Severusa, nawet jak wszyscy byli przeciwko niemu. Nie mam pojęcia, dlaczego :P Po drugie - generalnie uwielbiam serię o Harrym :D A po trzecie... no cóż, super piszesz ^^ Bardzo mi się podoba Twój pomysł na to opowiadanie, dużo tajemnic, dużo niedopowiedzeń, idealnie w klimacie oryginalnej historii. Vala ma charakterek i za to już ją lubię ;) Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko potoczy się dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
http://deszczowa-milosc.blogspot.com/
Co prawda to nie w czarodziejskich klimatach, ale może Cię zainteresuje ;)
Masz świadomość, że mu tutaj niecierpliwie czekamy? :<
OdpowiedzUsuńHejo! Idąc od początku do końca:
OdpowiedzUsuńTrochę mi smutno, że od początku obdzierasz swoje opko z tajemnicy i od razu zapowiadasz, że to będzie SS/OC. Przede wszystkim psujesz tym ewentualny efekt, który mógł dać ten prolog. A tak to nie do końca rozumiem, po co się bawisz w jakiekolwiek próby zaskoczenia mnie, że asystent jest kobietą, skoro chyba tylko upośledzony gumochłon by tego nie wydedukował.
Trochę mało prawdopodobna jest dla mnie reakcja Harry'ego, który na wieść o asystentce od razu jęczy.
Wydaje mi się, że dużo bardziej logicznym byłoby pomyślenie, że skoro ktoś będzie w klasie cały czas, może Snape w końcu przestanie być aż tak stronniczy (żeby zachowywać pozory przy obcym).
Poza tym zmieniasz nauczyciela eliksirów, ale nie wyjaśniasz w żaden sposób, co w takim razie robią Harry z Ronem u Ciebie na eliksirach. Hej ho, nie bez powodu dwójka naszego ulubionego Trio nie kupiła od razu podręczników do eliksirów na szósty rok, przecież tylko Slug przyjmował na kontynuację owutemową z PO, Snape oczekiwał, aby uczniowie mieli W. A Ty nigdzie nie wspominasz, że przyjmujesz w tej kwestii inną wersję wydarzeń.
Z błędów i jakichś komentarzy w trakcie czytania:
„Wiedziała, oczywiście, że Snape był ich szpiegiem po stronie Voldemorta i że czasami musiał udawać się na spotkania śmierciożerców. Fakt, to było całkiem logiczne. Mógł znikać na kilka dni, a życie w Hogwarcie musiało toczyć się dalej. Ktoś musiał go zastępować w czasie nieobecności” — w tym fragmencie się zamusiałowałaś.
„— …a jeśli Snape sobie nie radzi? — wyrzucił Ron, zastanawiając się, co powinien następnie nałożyć na duży, okrągły talerz.” — co wyrzucił? O.o Całe to zdanie jest strasznie kulawe.
„Następnego ranka czekały ich dwie godziny eliksirów, czekając pod odpowiednią salą, i nie mogli się doczekać[...]” — wtf? :D Toś popłynęła! Już pomijając powtórzenia, eliksiry czekały na nich pod salą. *.*
„Harry przez moment zastanawiał się, kto mógł być aż tak nierozsądny, ale kiedy tylko spojrzał na wykrzywioną w grymasie nienawiści twarz Mistrza Eliksirów” — zdanie Ci się urwało.
„Dumbledore oparł się pewniej o oparcie swojego dyrektorskiego fotela i splótł palce, oparłszy łokcie na podłokietnikach.”
„To ktoś, kto ma cię zastępować, kiedy… kiedy będziesz zajmował się czymś innym. Kiedy nie będzie cię w Hogwarcie” — yyyyyyyyyy. Yyyyy. Znaczy nie wiem, może ja czegoś nie kumam, ale Dumb jest sam ze Snape’m w pokoju, a bawią się w jakieś szyfry? Czy może zawahanie Dumba i nazwanie spotkań Śmierciożerców i misji dla Volda „czymś innym” jest jakimś eufemizmem, użytym, bo jest speszony tą wizją? Nie wiem, Dum się nie spodziewał, że w końcu do tego dojdzie? Przecież oni rozmawiali ze sobą wprost, gdy byli sam na sam.
„Snape nie odzywał się przez moment, zaciskając usta w wąską linię i pięści” — zaciskał usta w pięści? :D Taka forma zdania sprawia, że wyrasta Ci dwuznaczność, która nie brzmi.
„— Faktycznie uczniowie mogliby uznać to, że będę mieć za asystenta byłego ucznia, ale…” — z tym zdaniem coś nie gra. Nie brakuje tam jakiejś części?
„— Och, w to nie wątpię — zagadnął” — błędne użycie słowa „zagadnąć”.
Usuń„— Vala, po prostu Vala, profesorze Dumbledore — powiedziała, siląc się na słaby uśmiech. — Wie pan, że nie przepadam za pełnym imieniem” — bardzo tchnie mi to Tonks. xD Nie wskazuję jako błąd, komentuję tylko ;)
„By w twoim działaniu nie widział kolejnej części planu mającej zniszczyć Voldemorta” — mającego!
„Wzbierała w niej wściekłość, tym mocniej, kiedy zdawała sobie sprawę, że właściwie nie miała innej opcji, jak po prostu się zgodzić” — trochę niezgrabne zdanie. Proces zdawania sprawy, który tu przedstawiasz, przez budowę zdania sprawia wrażenie strasznie długiego, a w opku minęła przecież tylko chwila.
„że życie w ciągłej ucieczce stanie się przeszłością” — tak się nie mówi; mówimy o życiu w lęku, o życiu w biegu albo że życie to ciągła ucieczka.
„Wieczór wcześniej
Wieczorem[...]” — rly? :D
Odniosę się też do Twoich określeń czasowych. Piszesz: Tydzień wcześniej, dwa tygodnie wcześniej, wieczór wcześniej i człowiek ma wrażenie, że się cofa względem poprzedniej sceny, a nie prologu. Przede wszystkim dlatego, że prologiem bardziej nazwałabym pierwszy rozdział, a nie prolog, bo prolog to „wstępna, wyodrębniona część utworu dramatycznego lub narracyjnego, zawierająca relację o faktach poprzedzających zawiązanie akcji”. Widzisz, o co mi chodzi? A u Ciebie prolog i drugi rozdział tworzą całość, kontynuację, a pierwszy rozdział jest retrospekcją. W ogóle usuń po prostu nazwę „prolog” i będzie git, to nie jest nic koniecznego.
„Kiedy tylko pomyślała o przysiędze, która złożyła” — którą
„świadczyło zupełnie o czymś innym” — o czymś zupełnie innym
„Vala wiedziała, że siedemnaście lat temu nie pomógł jej zupełnie bezinteresownie. Wiedziała, że prędzej czy później będzie zmuszona, by spłacić swój dług.”
„Pomagał, by ludzie byli mu coś winni. Tak jak Severus była tylko pionkiem na szachownicy.”
„jak jej serce łopotało w niepewności” — łopocze
„Severus Snape, choć nie potrafił się do tego przyznać, z niecierpliwością oczekiwał, aż młoda Blackburn przekroczy próg jego gabinetu” — uwielbiam te wstawki! :D
„pierwsze pytanie, jakie uformowało się w jego głowie, to konieczność zapytania o fakt” — uformowało mu się w głowie pytanie czy konieczność zapytania (o ile konieczność zapytania może się jakkolwiek formować)?
„Nos miała niewielki, podobnie ułożone w uśmiechu usta, które, choć długie, nie były pełne, bo dolną wargę miała szerszą od górnej” — powtórzenie słowa „miała"; a określenie ust długimi jest co najmniej dziwne.
„i Snape wiedział już, że kolor tęczówki musiał być wynikiem jakiejś paskudnej klątwy” — no tak, przecież to jedyna możliwość. Nie wchodzi oczywiście w grę, że np. miała takie oko od urodzenia, a zabliżnione rozcięcie na łuku brwiowym to wynik jakiegoś wypadku, chociażby wpadnięcia na szafkę w dzieciństwie, co jest dość częste wśród ludzi (dziwny gatunek, ot co).
„Uśmiech zniknął z jej twarzy, zastąpiony powątpieniem. Severus Snape niemal szyderczo się uśmiechnął, ale Valaeish niemal natychmiast się zreflektowała, uśmiechając się ponownie” — to jest dla mnie zagadka: masz swoje lata, piszesz fajnie, robisz bardzo mało błędów, jak na pisanie bez bety, widać, że przeglądasz ponownie tekst przed wrzuceniem na bloga, a jednak potrafisz zostawić w tekście takie kwiatki. Może za krótko leży w folderze przed publikacją? Albo: beta?
Usuń„Musiała znaleźć sposób, by się do niego przebić” — już tak pierwszego wieczora? O.o
„Widziała, że czarne oczy obserwowały uważnie każdy jej ruch, niemal jakby ich właściciel był gotowy do tego, by bronić się przed gradem klątw w każdej chwili. Severus Snape był niemal tak chudy jak ona – do tej pory nie sądziła, że to możliwe – wyższy od niej o jakieś pół głowy. Jego twarz poznaczona była zmarszczkami i chociaż nie wyglądał na takiego, który mógłby być od niej starszy o więcej niż piętnaście lat[...]” — mnóstwo byciów.
„Przez ułamek chwili” — sekundy
„— Nie zamierza mi pani powiedzieć, co takiego panią zatrzymało?” — serio, uważasz, że Snape zadałby to pytanie? Prosiłby się o wyjaśnienie? Narażał na możliwość odpowiedzi „nie", która zresztą padła, która z pewnością by go ośmieszyła przed całą klasą? RLY? SNAPE?
„W tym momencie faktycznie ktoś zemdlał i Valaeish podążyła wzrokiem w stronę miejsca, z którego słyszała cichy jęk, a później głuchy łomot opadającego na podłogę ciała” — usłyszała. Chyba że ten jęk to jakoś długo trwał, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić tak, aby wyglądało realistycznie.
„Jedynie jedna ręka” — jedynie jedna?
„Chcesz próbować mnie złamać? Możesz od razu zacząć od cruciatusa” — zaklęcia i czary wielką literą
„pozwolił sobie, by przysiąść na brzegu biurka i odetchnąć głęboko” — bez „by"
„Tymczasem Ron z niedowierzaniem wpatrywał się w profesor Blackburn.
— Naprawdę postawiła się Snape’owi? I dała ci piętnaście punktów? — zapytał podejrzliwie. — I nadal żyje? A w dodatku z nim rozmawia? Wolne żarty” — to Ron nie chodzi na eliksiry? A Harry tak? Mieli taki sam wynik z sumów jeśli chodzi o ten przedmiot (wybitnego na pewno nie miał, a Slugh przyjmował od PO w górę).
„Severus zerknął na pierwszą stronę nadpalonego Proroka, z którego spoglądała z niego nieco zaskoczona twarz Valaeish. Zdjęcie musiało zostać wykonane jakiś czas temu, bo obecna na nim kobieta zdecydowanie nie była aż tak wychudzona, jednak jej pobielałe oko łypało na niego niepewnie, kiedy zaskoczona Vala mrugała i próbowała uciec z kadru”
„>>Dumbledore zatrudnia córkę śmierciożercy, strona druga<<„ – jeśli to cytat z gazety, wypadałoby zastosować zapis: str. 3, bo nie wierzę, żeby jakakolwiek gazeta marnowała miejsce na pisanie pełnego słowa „stronie” i słownie „trzecia”.
„Obudziła się wczesnym rankiem, zdziwiona, że przespała jak kamień całą noc. Dawno nie czuła się tak wypoczęta. Może to sam fakt spania w wygodnym łóżku sprawił, że się wyspała?” – powtórzenia słowa spać.
„spojrzała w swojemu odbiciu w oczy” – bez „w”
„będący najprawdopodobniej w niespotykanie dobrym humorze” – najprawdopodobniej? Czyli że co, strzelała na ślepo? Prowadzisz narrację bezpośrednią, nie wszystkowiedzącą i czytelnik ma tego świadomość, nie jest debilem. Wiemy, że jak napiszesz „będący w niespotykanie dobrym humorze” to nie znaczy, że na sto procent jest w dobrym humorze, bo to perspektywa Val.
„zajęć i jeden i drugi” – przecinek przed drugim „i”
Teraz może trochę rzeczy na plus, co by nam się nie zrobiło jakoś eee zbyt pojazdowo:
Usuńkreacja postaci takich jak:
+ Dumb
+ hogwarckie Trio
+ Snape w rozmowach z Dumbem
+ Val w rozmowach z Dumbem
Kolejna rzecz:
+ rozmowy postaci; fajne, ciekawe, zabawne, dobrze poprowadzone
+ cała kreacja Harry'ego, Hermiony i Rona. I ich rozmowy, i opis ich reakcji i wzajemnych relacji, i zachowania świetnie odwzorowują kanonicznych bohaterów.
+ rozmowa Severusa i Dumba z fragmentu „tydzień wcześniej”
+ Rozmowy między bohaterami fantastyczne. Fajnie się ich „słucha", bo nie tylko coś przekazują, ale często też bawią, zwłaszcza gdy czytam przepychanki słowne chłopaków z Hermioną. :)
+ REASERCH W KWESTII ELIKSIRÓÓÓW
Zaraz jeszcze będzie parę komci odnośnie Val, Snape'a, narracji i stylu, ale już w tym momencie powiem, że siedzę tu i komciuję nie dlatego, że mi się nie podoba, ale bo lubię Twoje opko i wydaje mi się mieć na tyle fajny potencjał, że poświęcam na to swój czas. Więc to, że tyle błędów Ci wytykam, nie znaczy, że jest rzeczywiście źle. Ale masz dużo niedopracowanych fragmentów, które niepotrzebnie zaniżają wartość tego opka.
VAL
UsuńVal wyszła Ci dziwnie. Niekonsekwentnie. Fajnie, że jako osoba starsza niż hogwarckie Trio potrafi przejrzeć różne sztuczki Dumba. (Jednocześnie nie robisz z niego przesadnego okrutnika, co też jest na plus). Dobry efekt uzyskujesz poprzez pokazanie, że ona widzi równe zagrywki Dumba, ale i tak im ulega (no bo heloł, nie jest marysójką, no nie?). Albo moment analizy sytuacji po złożeniu przysięgi, super scena.
Właściwie do końca pierwszego rozdziału jest bardzo prawdopodobna i w ogóle mi nie przeszkadza. A potem nadchodzi rozdział drugi.
Zaczynam sądzić, że Val nie lubi swojego życia i dąży do samobójstwa. Myślałam, że skoro Dumb wybrał ją na osobę, która ma się przedrzeć do Seva, dziewczyna ma jakiekolwiek w tej kwestii umiejętności, a nie, że miota się na prawo i lewo jak ryba wyjęta z wody.
Najpierw na osobności mu ulega, potem przy klasie go ośmiesza. Potem na osobności mu się stawia, a w klasie ulega.
Poza tym co ona chciała osiągnąć, robiąc z niego debila przy uczniach? Przecież ma ZJEDNAĆ Mistrza Eliksirów, a nie sprawić, że ten zacznie ją traktować jak wroga i z nią walczyć.
Przecież wyraźnie w kanonie widać, że ludzie, którzy ośmieszają Seva, w żaden sposób nie zyskują jego sympatii. To nie ten typ, który ulega, gdy się go publicznie upokorzy. TYM BARDZIEJ, jeśli zrobi to jego młodsza asystentka.
Ja wiem, że stawianie się Val daje możliwość opisania takich fajnych potyczek słownych, noaleee nie chcesz mi chyba powiedzieć, że uważasz, że Snape jeszcze kiedykolwiek po takim potraktowaniu się do niej zbliży lub jej zaufa? No ejjjj. To przecież Snape.
Poza tym serio, Val ma aż takie niskie poczucie własnej wartości, że jak są sam na sam, siedzi cicho jak trusia, a przy uczniach zgrywa ważniaka? Ten fragment wg mnie średnio Ci się udał.
Kolejna kwestia: opanowanie Val. Kreujesz ją na postać, która nie raz była torturowana, ma ojca śmierciożercę, jest w stanie poradzić sobie z różnymi sytuacjami, a gdy widzi siebie na okładce gazety, przydarza się jej niekontrolowany wybuch magii? O.o
„a w jej oczach czaiła się niesamowita pewność siebie” - która wykluła jej się chyba w przeciągu jednej nocy, lol. Serio, nie chcę brzmieć wrednie, ale weź sobie porównaj jej kreację z końcówki pierwszego rozdziału do tego fragmentu.
Zastanawia mnie, czemu określasz Val jej pełnym imieniem, skoro ona tego nie lubi. Masz narratora bezpośredniego, więc tak perfidne ignorowanie preferencji głównego bohatera przywodzi wręcz na myśl próbę dokuczenia pannie Blackburn. Toż nawet Joaśka nie była tak wredna. Mimo że jej bezpośrednia narracja była skierowana na Harry'ego, i tak jako narrator szanowała poglądy Tonks i nazywała ją po nazwisku. Oczywiście mówię to wszystko z przymrużeniem oka, ale serio, to nie brzmi, jak najpierw mówisz, że Blackburn nie lubi swojego pełnego imienia, a potem ciągle go używasz.
Już pominę fakt, że brzmi ono co najmniej elficko i ciężko się je czyta, bo za cholerę nie wiem, jak mam ten zbitek samogłosek wymawiać. I jestem ciekawa, jak wybrniesz z słowiańskości tego imienia.
Generalnie w drugim rozdziale Val Ci się trochę popsuła, jest niekonsekwentna w swoich działaniach. Można by to uznać za kreację bohatera, ale nie takiego, co to ma dotrzeć do Snape'a i który wychowywał się wśród śmierciożerów, plz.
SNAPE
UsuńSnape ma nad Val przewagę. Jest starszy, jest nauczycielem. A jednak daje sobą pomiatać niepewnej dziewczynce, która się rumieni, jak tylko ktoś ją pocałuje w dłoń. Snape, który terroryzuje Hogwart i od kilkunastu lat wrabia samego Voldemorta. RLY?
Nie będę dalej analizować jego postaci, bo po prostu nie kupuję ich relacji. I jej podejście do sprawy jest nielogiczne, zwłaszcza, że jest ponoć taka super do tej roli, a poza tym ma świadomość, że od tego zależy jej życie, i zachowanie Snape’a jest nielogiczne.
„To dziwne, że nie słyszał o niej wcześniej” – mnie też to dziwi, skoro jej ojciec jest śmierciożercą, a Snape najlepszym szpiegiem. Wydawałoby się, że w takim razie zna na wylot wszystkie tajemnice popleczników Voldemorta, a przynajmniej CO NAJMNIEJ te, które znają redaktorzy gazet.
Tu znów: drugi rozdział całkowicie Ci rozjechał postać.
NARRATORRRRRR
Narrację masz fajną, bezpośrednią, z perspektywy Val. Ale NIE MOŻESZ mieszać perspektywy tak szybko.
Bo dziwnie działa fragment, gdzie z jednej strony masz dalej narratora z perspektywy Val, a z drugiej strony słychać to, co szepczą między sobą uczniowie. Sprawia to wrażenie, że wszyscy mogą to usłyszeć, Snape również.
Albo scena na Wielkiej Sali. Akcja pokazana z perspektywy Val, a tu nagle słyszymy, o czym rozmawia Trio. No ej.
STYL
Piszesz fajnie. Przyjemnie się Ciebie czyta. Dialogi masz świetne, serio. Ale niekiedy po prostu umieram, gdy widzę u Ciebie:
mruknęła, skłaniając
zagadnął, [...] zapraszając
powiedział, [...] uśmiechając się
Niemal każde zdanie tworzysz przy użyciu imiesłowu przysłówkowego (głównie drugi rozdział, potem się poprawiło, choć dalej się ciągnie). Brak Ci zróżnicowania w tej kwestii.
Plus za zabieg z dziwnymi oczami Val, zapada w pamięć. Ale cały opis jej wyglądu kulejeeee, pełen „być” i „mieć", dziwnych określeń i niezgrabnych zdań. :c To smuci, bo jedno zdanie jest super, fajne, niebanalne ujęcie, nietypowa konstrukcja zdania, a potem: JEB W ŁEB, sio fajny klimacie.
Wydaje mi się, że nie masz bety. Albo masz, ale strasznie słabą. Warto by nad tym popracować.
Wydaje mi się też, że czasami próbujesz wywalić niektóre powtórzenia, przez co używasz bardzo dziwnych zwrotów lub wręcz niepoprawnych słów. Często niektóre wyrazy brzmią jak synonimy, ale nie zawsze dobrze się zastępują, jak np. użyte przez Ciebie słowo „zagadnął”, które oznacza „zacząć rozmowę, zwykle pytając o coś” (def. z WSJP). Ty zaś użyłaś tego jako synonimu słowa „powiedział” gdzieś w trakcie rozmowy.
W ogóle bardzo ciekawym zjawiskiem jest ten Twój tekst, bo jak czytam Twoje dialogi, normalnie odlatuję do innego świata i mam bohaterów jak żywych przed oczami, natomiast przy opisach załamuję ręce. I nie chodzi mi o to, że jesteś w opisach sztywna czy schematyczna, nie, to ten etap też wyraźnie masz za sobą, zwracasz uwagę na to, co jest ciekawe, nie wciskasz niepotrzebnie opisu szafy stojącej w rogu pokoju, żeby zapchać tekst. Problemem jest coś innego: umiejętność zgrabnego wysławiania się.
W jednym zdaniu po prostu cud miód i orzeszki, fajne, niebanalne ujęcie sceny i pod kątem konstrukcji, i porównań, i w ogóle samo spojrzenie, no ekstra. A potem walisz pięć powtórzeń, dziwną składnię lub jakiś kosmiczny związek wyrazowy.
Tak jak pisałam: ogólne wrażenie na plus. Będę zaglądać częściej. Przydałoby się przebudować drugi rozdział i zastanowić się trochę nad Val. Przydałoby się trochę więcej razy przejrzeć tekst przed publikacją lub poszukać bety. No i nie wiem, no, nie umiem pisać ładnych podsumować zbierających. W każdym razie, powodzenia, będę wpadać częściej. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńStill waiting :<
OdpowiedzUsuńWitaj ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, na samym początku musisz wiedzieć, że mam słabość do Severusa. Jest niezwykle trudnym człowiekiem, który sporo przeżył, dlatego wcale nie dziwię się, że nikt z nim nie wytrzymuje. Myślę, że czasem on sam ma problem ze sobą, aby ze sobą wytrzymać.. Alkohol w pewnym stopniu zapewne co nie co mu rekompensuje. Hm, Blackburn ma u mnie ogromnego plusa. Polubiłam ją od samego początku i coś czuję, że będzie ciekawie. Miała rację, gdyby jej Snape nie sprowokował to z pewnością zachowałaby się jak cień, nawet nie zauważyłby jej, a tak? Pokazała mu, że nie powinien się tak zachowywać w stosunku do niej, w końcu nie była jego uczennicą. Widać, że ta kobieta ma charakter i dobrze. Chociaż ktoś mu utarł nosa. Podobało mi się to, że powiedziała mu, że nie działają na nią jego słowa, że może na nią rzucić zaklęcie. Brawo! Cóż za odwaga! Wcale nie byłam zaskoczona, że Snape udał się do Albusa. To było całkiem do przewidzenia, takie w stylu Seva. Co takiego zrobił Severus? Co zrobił rodzinie Blackburn? Cholera, tyle mam pytań… A więc pojawiła się po obiedzie punktualnie w gabinecie Severusa? Cieszę się, że ma charakter, potrafi zachować dystans, lecz równocześnie nie pozwala innym na zbyt dużo. A więc Sev zamordował/zabił ojca Blackburn? Hm, musiał ojciec zajść nieźle jej za skórę, skoro mówi o nim po imieniu. Sev był pod wrażeniem pracowitości, jej przyzwyczajeń w trakcie pracy – wiedziałam!
Szkoda, że te rozdziały są ze stycznia. Mam nadzieję, że mimo wszystko napiszesz kolejny rozdział. Jestem ogromnie zaintrygowana…jak dalej to wszystko się potoczy!
Pozdrawiam :)