*~*~*~*~*~*
Chwila obecna
— Tak,
profesorze Snape, wiem — wydusiła, zamykając za sobą drzwi.
— A jednak się
pani spóźniła — wytknął jej. — Dlaczego?
— Coś mnie
zatrzymało — odparła spokojnie, przemierzając salę do swojego stanowiska, które
znajdowało się w rogu sali, pod regałami, na których stały słoje wypełnione
ingrediencjami potrzebnymi do eliksirów.
— Nie zamierza
mi pani powiedzieć, co takiego panią zatrzymało?
— Nie — odparła swobodnie.
Musiał wiedzieć,
że nie pozwoli sobą pomiatać.
Ktoś we wnętrzu
sali wydał taki odgłos, jakby miał zaraz zemdleć.
Hermiona zatkała
usta ręką, nie dowierzając, że ktoś mógł tak otwarcie sprzeciwić się Snape’owi
w jego sali i w dodatku nie bać się uszczerbku na zdrowiu. Prawie pisnęła,
kiedy kobieta odwróciła się w stronę ich profesora, bo wtedy właśnie Hermiona
mogła spostrzec, jak dziwne były jej oczy.
— Nie? —
powtórzył jadowicie, dając jej ostatnią szansę na zmianę decyzji.
— Nie, nie czuję
potrzeby, by się przed panem tłumaczyć, profesorze Snape, nie mam już szesnastu
lat — wytknęła mu.
W tym momencie
faktycznie ktoś zemdlał i Valaeish podążyła wzrokiem w stronę miejsca, z
którego słyszała cichy jęk, a później głuchy łomot opadającego na podłogę
ciała.
— Weasley,
zabierz Longbottoma do skrzydła szpitalnego — warknął Snape. — Postaraj się nie
zemdleć razem z nim po drodze. Reszta otwiera podręczniki na stronie trzysta
siedemdziesiątej szóstej, uwarzycie dziś eliksir pieprzowy. Instrukcje na
tablicy.
Valaeish
przysiadła przy niewielkim biurku, obserwując, jak na długiej tablicy pojawiają
się kroki, które należy wykonać, by uwarzyć eliksir. Nie zdziwiła się, widząc,
że znalazło się tam niemal dokładnie to samo, co było w książce.
— Czy ktoś powie
mi, przez kogo eliksir został wynaleziony? — zapytał nagle Snape.
Wszyscy skulili
się nad swoimi kociołkami, jakby chcieli uniknąć zostania wywołanym do
odpowiedzi. Jedynie jedna ręka wybiła się w górę, co nie umknęło uwadze
Valaeish.
— Nikt? Może
Potter? — zapytał jadowicie.
— Nie mam
pojęcia, panie profesorze — mruknął.
— Jak zwykle,
Gryffindor traci dziesięć punktów.
— Profesorze
Snape — wtrąciła się Blackburn. — Wydaje mi się, że panna… — spojrzała na
dziewczynę, szukając pomocy.
— Granger.
— Panna Granger
wie.
Mistrz eliksirów
posłał Valaeish spojrzenie, które mogłoby bez problemu kruszyć skały, ale nie
ugięła się. Już chciał coś odwarknąć, kiedy Vala zwróciła się w stronę
Hermiony:
— Panno Granger?
Proszę bardzo.
— Eliksir ten
wynalazł Glover Hipworth w roku…
— Wystarczy,
panno Granger. Piętnaście punktów dla Gryffindoru — oznajmiła Vala.
— Już ją lubię —
wyszeptała do Harry’ego Hermiona.
— Szybko się nią
naciesz, bo wkrótce zginie w męczarniach — odparł cicho jej przyjaciel. —
Spójrz na Snape’a, gdyby spojrzenie mogło zabijać…
— Koniec zajęć —
oznajmił niespodziewanie profesor Snape. — Blackburn, zostajesz — fuknął w
stronę asystentki.
— Widzisz?
Mówiłem, że szybko ją rozszarpie — szepnął do Hermiony Harry.
Panna Granger
rzuciła jedynie profesor Blackburn pokrzepiające spojrzenie, ale Valaeish nie
wyglądała na przerażoną. Hermiona mogłaby przysiąc, że przez moment widziała,
jak asystentka Mistrza Eliksirów walczy z kpiącym uśmieszkiem, a w jej oczach
czaiła się niesamowita pewność siebie.
Snape odczekał,
aż drzwi zamkną się za ostatnim uczniem, po czym przemierzył dystans dzielący
go od Valaeish w trzech krokach. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nią i
mierzył wściekłym spojrzeniem.
— Co to miało
być, Blackburn? — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Sprawiedliwość
w moim wydaniu, profesorze Snape —
odpyskowała.
— Miałaś nie
podważać mojego…
Nieoczekiwanie
wycelowała palcem w jego pierś, dźgając go oskarżycielsko. Jej spojrzenie było
pełne gniewu, mimo że twarz miała spokojną.
— Może gdybyś
nie próbował poniżyć mnie już na początku zajęć, nie odzywałabym się przez ich
resztę — wyrzuciła chłodnym, opanowanym głosem.
Był tak
zaskoczony jej zuchwałością, że przez moment zabrakło mu słów. W dodatku czuł
się nieswojo, kiedy mierzyła w niego wskazującym palcem, coś w jej spojrzeniu
było tak odległego i nieuchwytnego, że oblał go zimny pot. Czułby się chyba
lepiej, gdyby celowała do niego różdżką.
— Ta umowa
powinna działać w obie strony, Snape — wyszeptała, odsuwając się od niego. —
Chcesz próbować mnie złamać? Możesz od razu zacząć od cruciatusa, bo twoje
słowa nie robią na mnie wrażenia.
Z tymi słowami
energicznym krokiem wyszła z sali eliksirów, zostawiając Severusa Snape’a
samego i pokonanego. Kiedy był już pewien, że został sam, a Valaeish nie wróci,
pozwolił sobie, by przysiąść na brzegu biurka i odetchnąć głęboko. Po ich
wczorajszej rozmowie nie spodziewał się takiego wybuchu.
— Odwołaj ją —
zażądał, nie czekając na powitanie przez dyrektora.
— Severusie, czy
panna Blackburn zachowała się wobec ciebie niestosownie? — zapytał uprzejmie
Dumbledore.
— Ośmieszyła
mnie przed całą klasą — warknął wściekły Snape.
— Zakładam, że
był to odwet, nie atak, Severusie — zauważył dyrektor.
— Przybiegła na
skargę? — zakpił Snape, zakładając ręce na piersi, ale Albus pokręcił głową,
obserwując Mistrza Eliksirów znad okularów połówek.
— Nie widziałem
dziś panny Blackburn — oznajmił obojętnie. — Najwyraźniej uznała, że cokolwiek
między wami zaszło, między wami pozostać powinno.
Dumbledore
uśmiechnął się, widząc niedowierzanie malujące się na twarzy Severusa.
Najwyraźniej Valaeish miała zamiar wedrzeć się do życia Mistrza Eliksirów
szturmem, przewracając na swojej drodze do góry nogami wszystko, co napotka.
— Nie będę
potrafił z nią pracować, Albusie — powiedział ciszej Snape.
— Proszę tylko,
byś dał jej szansę. Niczego więcej nie wymagam — odparł spokojnie Dumbledore.
— Jaką częścią
planu jest dziewczyna? Jaką rolę dla niej przeznaczyłeś? I jaki ma to związek
ze mną?
Dyrektor
uśmiechnął się lekko.
— Severusie,
mówiłem już, że panna Blackburn ma pomagać, kiedy ciebie nie będzie — zapewnił
go. — Vala jest zdolną czarownicą i zna się na eliksirach jak mało kto. Gdybyś
tylko zechciał poświęcić jej trochę czasu, mógłbyś oszlifować diament.
Snape nie
odzywał się przez jakiś czas, szukając podstępu w działaniach Dumbledore’a.
Ostatecznie skapitulował i spojrzał na niego, mówiąc:
— Dziewczyna ma
odbarwioną tęczówkę i bliznę. Jest wychudzona, blada i wygląda, jakby nie spała
dobrze od tygodni — zauważył, jednak Albus milczał, mimo że doskonale wiedział,
co Severus miał na myśli. — Torturowano ją — bardziej stwierdził, niż zapytał.
— Severusie, nie
sądzę, żebym był odpowiednią osobą do roztrząsania życia panny Blackburn —
podjął ostrożnie Dumbledore. — Sam możesz ją o to zapytać.
— Nie uczyła się
w Hogwarcie, pamiętałbym córkę Blackburna — kontynuował jednak niezrażony
Snape. — Zapytałem o Durmstrang i Beauxbatons, ale również zaprzeczyła. Kim ona jest, Albusie?
— Sam
odpowiedziałeś na to pytanie, córką Henry’ego…
— Dobrze wiesz,
że nie o to mi chodzi — syknął młodszy mężczyzna.
— Ponownie
odsyłam cię do panny Blackburn, Severusie — uciął kategorycznie Dumbledore, ale
Snape nie miał zamiaru się poddawać.
— I co, Albusie,
myślisz, że tak po prostu mi powie? — zakpił. — Skoro jej ojciec był
śmierciożercą, musi wiedzieć…
— Wie — przerwał
mu dyrektor. — I mimo tej wiedzy, nadal daje ci szansę, Severusie.
Valaeish nie
miała czasu, by tego ranka przeczytać Proroka Codziennego, dlatego, gdy tylko w
czasie przerwy obiadowej znalazła się w Wielkiej Sali, zajęła miejsce z
nadzieją, że nie spóźniła się na sowią pocztę i niemal z ulgą złapała
przesyłkę, która prawie spadła na talerz z ciastem dyniowym.
Starała się ignorować
ciekawskie spojrzenia uczniów, tak samo jak Severusa Snape’a, który zajmował
miejsce obok niej. Uznała, że najlepiej będzie zaczekać na jego ruch i nie
prowokować kolejnych słownych utarczek.
— Panno
Blackburn — odezwał się w końcu, zgodnie z jej przewidywaniami. — Zechciałaby
pani pojawić się w sali eliksirów po przerwie?
— Oczywiście,
profesorze Snape — mruknęła, nie odrywając wzroku od Proroka, kiedy drugą ręką
próbowała trafić widelcem z ziemniakami do ust.
Tymczasem Ron z
niedowierzaniem wpatrywał się w profesor Blackburn.
— Naprawdę
postawiła się Snape’owi? I dała ci piętnaście punktów? — zapytał podejrzliwie.
— I nadal żyje? A w dodatku z nim rozmawia? Wolne żarty.
Valaeish
poczuła, jak zimna pętla zaciska się na jej wnętrznościach. Widelec upadł z
cichym stukotem na talerz, a dłoń trzymająca Proroka zacisnęła się mocno na
gazecie. Snape przyglądał się, jak twarz Blackburn zastyga w nieodgadnionym
wyrazie. Nagle dziennik stanął w płomieniach. Vala odrzuciła go przed siebie,
sięgnęła po różdżkę i szepnęła:
— Finite.
Na jej życzenie
płomienie zniknęły, a z nadpalonej gazety unosił się siwobiały dym. Valaeish
wiedziała, że zwróciła tym samym uwagę przynajmniej połowy Wielkiej Sali, w tym
samego Mistrza Eliksirów. Nagle przestała być głodna. Wstała i bez słowa
ruszyła w stronę korytarza.
Severus zerknął
na pierwszą stronę nadpalonego Proroka, z którego spoglądała z niego nieco
zaskoczona twarz Valaeish. Zdjęcie musiało zostać wykonane jakiś czas temu, bo
obecna na nim kobieta zdecydowanie nie była aż tak wychudzona, jednak jej
pobielałe oko łypało na niego niepewnie, kiedy zaskoczona Vala mrugała i
próbowała uciec z kadru.
„Dumbledore
zatrudnia córkę śmierciożercy, strona druga”
„Czy Hogwart
nadal jest bezpieczny? strona trzecia”
„Życie i zbrodnie
Henry’ego Blackburna, strona czwarta”
„Valaeish
Blackburn – kim naprawdę jest? strona piąta”
„Nowa asystentka
Mistrza Eliksirów i życie w ucieczce, co ma do ukrycia? strona szósta”
Snape podążył
wzrokiem za odchodzącą asystentką. Najwyraźniej za Blackburn ciągnęło się coś
więcej niż źle kojarzone nazwisko. To dziwne, że nie słyszał o niej wcześniej.
Teraz jednak stała się obiektem plotek i domysłów.
— Myślicie, że
to Snape ją tak zdenerwował? — zapytał Ron, wpatrując się w odchodzącą profesor
Blackburn.
— Czytałeś dziś
Proroka, Ron? — mruknęła Hermiona. — Jestem pewna, że Rita Skeeter wypisała
mnóstwo oszczerstw na jej temat.
Vala
postanowiła, że najlepiej będzie, jeśli tym razem nie wystawi cierpliwości
Snape’a na próbę i po prostu zaczeka na niego w sali eliksirów. Chcąc zająć
czymś czas do momentu pojawienia się przełożonego, oglądała ingrediencje
znajdujące się w szczelnie zamkniętych słojach.
— Eliksir
rozpaczy, panno Blackburn. — Usłyszała niespodziewanie od strony drzwi, ale
nawet nie drgnęła, spoglądając na oczy ropuchy łypiące na nią zza szkła. —
Potrafi go pani uwarzyć?
Vala zacisnęła
palce na ramionach, nawet nie wiedziała, kiedy założyła ręce na piersi.
— Warzenie tego
eliksiru jest zakazane, profesorze Snape, a jego receptura jest silnie strzeżona
— powiedziała tak cicho, że przez moment miała wrażenie, że mógł jej nie
usłyszeć.
— Nie jest to
odpowiedzią na moje pytanie, panno Blackburn — powiedział szorstko Severus,
przechodząc w stronę swojego masywnego biurka.
— Potrafię —
przyznała po chwili ciężkiego milczenia.
— Jak każdy
szanujący się potomek śmierciożercy? — zapytał, chcąc przetestować jej
cierpliwość.
Już raz, przy
obiedzie, dała się wyprowadzić z równowagi, kiedy spojrzała na tytuły z
pierwszej strony Proroka Codziennego.
— W takim razie
pan pewnie mógłby go uwarzyć z zawiązanymi oczami — odparowała pustym głosem,
po czym pokręciła głową i westchnęła ciężko. — Przepraszam, nie powinnam,
profesorze Snape — powiedziała spokojnym głosem i odwróciła się ku niemu,
pozwalając swoim rękom opaść wzdłuż ciała. — Odpowiadając na pańskie pytanie,
tak, Henry zmusił mnie, bym nauczyła się go warzyć.
Snape
zarejestrował, że nazywała swego ojca po imieniu. Najwyraźniej nie żyli w
dobrych stosunkach. Poczuł dziwne uczucie ulgi, ale nadal zastanawiał się, czy
faktycznie wiedziała, że to on był tym, który zamordował Blackburna w czasie
Pierwszej Wojny.
— Zatem uwarzy
pani eliksir przebudzenia, panno Blackburn.
Vala skinęła
krótko głową, wybrała miedziany kociołek, który zalała wodą i w milczeniu ustawiła
go na palniku. Następnie, ku zaskoczeniu Snape’a związała wysoko włosy i
sięgnęła po kły węża. Severus mógł zauważyć, że blizna, która znikała przy oku
i nie było jej widać na policzku, ciągnęła się dalej, ukryta we włosach, ale
nie skomentował tego faktu. Obserwował, jak w skupieniu Vala ścierała kły węża
na drobny proszek. Kiedy skończyła, wycelowała różdżką w stronę regału, nawet
na niego nie patrząc, i po chwili mieszek ze składnikiem standardowym sunął w
jej stronę w powietrzu. Blackburn złapała zioła niemal intuicyjnie, nie
poświęcając im szczególnej uwagi. Snape z uznaniem zauważył, jak płynne były
jej ruchy, ale nie miał zamiaru chwalić Vali. Jeszcze zanim woda zawrzała,
Blackburn wrzuciła starte kły węża do kociołka. Mistrz Eliksirów już chciał ją
zrugać za nieuwagę, jednak zauważył, że kątem oka obserwowała to, co działo się
w kociołku, mimo że odmierzała właśnie cztery porcje składnika standardowego.
Odczekała, aż eliksir zabarwił się na jasnokremowy kolor, po czym w odstępach
trzydziestu sekund wsypywała kolejne porcje ziół. Sięgnęła po chochlę, ale
odłożyła ją blisko kociołka, bo do jej ręki przywędrował właśnie słoik z
ususzonymi żądłami żądlibąka.
Przeszedł za
nią, chcąc sprawdzić, jak zareaguje, kiedy spróbuje ją rozproszyć, ale Valaeish
całkowicie ignorowała jego obecność. Kolejnymi niewerbalnymi zaklęciami
odsyłając składniki na swoje miejsca. Snape uśmiechnął się kątem ust, lubił,
kiedy ktoś dbał o porządek na stanowisku pracy, zaraz jednak przybrał neutralny
wyraz twarzy, nie chcąc, by pomyślała, że uśmiech mógł zwiastować jakąkolwiek
oznakę sympatii z jego strony.
— Nie zmiażdżyła
pani składników w moździerzu — zauważył krótko.
— Eliksir będzie
silniejszy, jeśli składniki nie będą zmiażdżone, profesorze. Zakładam, że pan o
tym wie — odpowiedziała w skupieniu. — Dlatego starłam kły — oznajmiła.
Sześć żądeł
znalazło się w kociołku i Vala wymieszała zawartość trzy razy zgodnie z ruchem
wskazówek zegara, a później lekko machnęła różdżką nad naczyniem. Eliksir
zmienił barwę na ciemnozieloną.
— Za osiem
godzin wywar będzie gotowy, profesorze. Powinien mieć barwę szmaragdowozieloną
i pachnieć trochę jak mokra ziemia — poinformowała.
— Nieźle,
profesor Blackburn — mruknął. — Ale z tym eliksirem poradziłby sobie nawet
Longbottom — sarknął, a Vala zrozumiała, że to jego sposób na pochwałę. — Mówiłaś,
że chcesz prowadzić zajęcia uzupełniające?
— Tak, panie
profesorze — przyznała zaskoczona. — Właściwie myślałam o zajęciach
dodatkowych, mogłabym poszerzać umiejętności tych, którzy byliby tym zainteresowani.
Snape uśmiechnął
się i Valaeish nie potrafiła stwierdzić, czy był to uśmiech pobłażliwy czy może
pełen pogardy. Jedno było pewne, nie wierzył w to, by ktokolwiek chciał
przyjść.
Obudziła się
wczesnym rankiem, zdziwiona, że przespała jak kamień całą noc. Dawno nie czuła
się tak wypoczęta. Może to sam fakt spania w wygodnym łóżku sprawił, że się
wyspała? Właściwie nie pamiętała już kiedy mogła położyć się na odpowiednio
twardym materacu i przykryć się niedziurawą kołdrą.
Rozczesując
włosy, spojrzała w swojemu odbiciu w oczy, nie odznaczały się już ciemnymi
cieniami, które wcześniej widocznie się pod nimi rysowały. Uśmiechnęła się
słabo do swojej wiernej kopii. Czy gdyby nie matka i Dumbledore, poszłaby w
ślady ojca i dziś stała po stronie Voldemorta? Zamyśliła się, rozważając, jak
ktoś dobrowolnie może zdecydować się na opowiedzenie się po stronie tak bardzo
przepełnionej złem.
Wybrała się na
śniadanie, postanawiając, że tym razem nawet nie zerknie do Proroka. Severus
Snape, będący najprawdopodobniej w niespotykanie dobrym humorze, powitał ją
skinieniem głowy. Odpowiedziała tym samym, nie chcąc psuć tego milczącego
rozejmu.
Zajęcia z
Puchonami i Krukonami minęły niespodziewanie szybko. Co prawda w ciągu jednych
zajęć i jeden i drugi dom stracił po sześćdziesiąt punktów, ale Vala
postanowiła się nie wtrącać.
Severus
najwyraźniej postanowił całkowicie ignorować jej obecność, co Vala przyjęła z
pewnego rodzaju ulgą. Z drugiej strony to, że traktował ją jak powietrze, mogło
zwiastować kłopoty, ale nie chciała bawić się w przepowiednie. Musiała robić
to, co do niej należało. Nic więcej.
— Panna
Blackburn, jak mniemam? — Usłyszała, przechodząc w stronę pokoju
nauczycielskiego.
Zamrugała,
oglądając się przez ramię.
— Tak, a pan
jest pewnie…
— Rhys Russell —
przedstawił się, sięgając po dłoń Valaeish, by złożyć na jej wierzchu lekki
pocałunek.
Vala zareagowała
lekkim rumieńcem, bo jeszcze żaden mężczyzna nie przywitał jej w ten sposób. Z
trudem powstrzymała nerwowy chichot, niepewnie cofając dłoń, na której nadal
czuła ślad jego ust.
— Profesor
obrony przed czarną magią? — wydusiła, wpatrując się w miodowe oczy mężczyzny
niemal równego jej wzrostem.
Rhys Russell
miał niesamowicie przystojną twarz, na której widać było lekki zarost, który,
podobnie jak jego włosy, miał kolor przywodzący na myśl dojrzałe zboże.
Valaeish przez moment miała ochotę jeszcze bardziej zmierzwić ten artystyczny
nieład na głowie profesora, ale natychmiast powściągnęła te myśli. Rysy miał
ostre, uśmiech szczery i miły, a w oczach tańczyły wesołe ogniki.
— Mam nadzieję,
że zostanę na tym stanowisku nieco dłużej niż rok — powiedział, śmiejąc się
cicho. — Słyszała pani o klątwie, która podobno ciąży nad tą posadą? —
Uśmiechnął się szerzej i, nim Vala zdążyła odpowiedzieć, kontynuował: — I wystarczy
Rhys.
— W takim razie
proszę mówić mi Vala — powiedziała, odwzajemniając uśmiech.
— Valaeish,
piękne imię, ma korzenie słowiańskie, prawda? — zagadnął, wskazując ruchem
kierunek, w którym zmierzała; najwyraźniej zamierzał jej towarzyszyć.
— Szczerze mówiąc,
to nie mam zielonego pojęcia — przyznała bez cienia skruchy, uśmiechając się
wesoło. — To tylko imię.
— Ach, Vala, nie
tylko, nie tylko — zaśmiał się perliście. — W imionach drzemie wielka moc.
Widzisz, „Rhys” znaczy „entuzjazm”. — Puścił jej oko.
Uniosła lekko
brwi. Faktycznie nie szło przypisać mu lepszego imienia.
— A Valaeish? —
zapytała z czystej ciekawości.
— Nie tak łatwo,
Vala! Nie tak łatwo. Chętnie opowiedziałbym ci…
— Panno
Blackburn. — Głos Snape’a mógł zwiastować wyłącznie kłopoty.
— Witaj,
Severusie, w humorze, jak zawsze — zauważył nieco uszczypliwie Rhys.
W odpowiedzi
Mistrz Eliksirów posłał mu tylko mordercze spojrzenie.
— Przypominam
pani, że nie jest tu pani na wakacjach — fuknął, spoglądając na nią badawczo. —
Za pięć minut w sali eliksirów.
Vala wymieniła z
Rhysem nieco zagubione spojrzenie, wzruszyła bezradnie ramionami i zawróciła w
kierunku lochów. Severus wyjaśnił jej pokrótce, jakie eliksiry i w jakich
ilościach ma przygotować dla Zakonu Feniksa. Bez zbędnych uszczypliwości Vala
zabrała się do pracy, całkowicie się na niej skupiając.
Snape przyglądał
się temu, z jakim oddaniem poświęcała się warzeniu kolejnych eliksirów. Taki
układ mu odpowiadał, on milczał, ona również. Przynajmniej nie wchodzili sobie
w drogę. Oczywiście marzył o tym, by zostało tak do końca, ale wiedział, że
któregoś dnia Blackburn zacznie kłapać swoim niewyparzonym jęzorem. Już raz
pokazała, że nie da sobą pomiatać.
Wszystko byłoby
w najlepszym porządku, gdyby nagle nie poczuł rwącego bólu w przedramieniu. Zacisnął
zęby, wygaszając ogień pod kociołkiem, ale Vala niczego nie zauważyła.
Powiedział jej, że ma sama dokończyć warzenie tego, co zaplanowali na ten dzień
i, nawet nie będąc pewnym, czy go usłyszała, po prostu wyszedł.